Bywają takie dni, kiedy naprawdę nie możemy natrafić na żaden inspirujący budynek do opublikowania na NaChju. Zabudowa polskich miast i miasteczek jest zadbana i harmonijna. Ma świetne proporcje, doskonale wykorzystuje walory otoczenia i jest zaprojektowana z doskonałym wyczuciem stylu swojej epoki. Chodniki nie są popękane ani usłane psimi gównami, a wszystkie banery dzięki sprawności publicznych instytucji zniknęły z płotów i balkonów i zostały przerobione na ekologiczne torby na zakupy. Sąsiedzi pozdrawiają siebie nawzajem na przystankach autobusowych lub kiedy mijają się idąc piechotą albo jadąc do pracy na rowerze. Zrezygnowali z samochodów, bo tak przecież jest wygodniej, zdrowiej, szybciej i taniej. W takie dni zastanawiamy się, czy nie zrezygnować z prowadzenia bloga albo wreszcie wrzucić na niego własny dom-kostkę i z niego się ponabijać. Na szczęście prędzej czy później dzwoni budzik i wyciąga nas z tego koszmaru...
Okazuje się, że nie trzeba być Jolą Rutowicz, aby połączyć wszystkie najgorsze cechy w jedną całość! Można być małym domkiem w Kętach pomalowanym najgorszym zestawem pastelowych kolorów, tak bardzo lubiany w starożytnej Grecji, ale niezbyt aprobowany przez współczesnych. Obrazu dopełnia zestaw historycznych dodatków takich jak kolumienki, tralki i owalne okienka. Dom ten, niegdyś całkiem intrygujący, dziś ociera się o ideał NaChujowości, brakuje mu jeno wieży z cebulastym hełmem i akcentów w kolorze cytrynowym. Nie śmiejcie się jednak zbyt głośno młodzi architekci - na pewno prędzej niż wygrana w totka trafi wam się inwestor po lobotomii. Ciekawe jak z tego wybrniecie :P
Za nadesłanie zdjęcia ogromnie dziękujemy jednej z fanek: Magdzie Ł. z Bielska Białej!
Obraz z google street view ujawnia wcześniejszy wygląd budynku - wcale nie tak przerażający: